czwartek, 6 września 2012

Z rankiem odeszły me nadzieje...alkohol wciąż wygrywa

6 września 2012

Dzisiaj rano widziałam go pięć minut trzeźwego. Było to dla mnie zaskoczeniem, lekkim szokiem, ale i dobrą wieścią. Gdy wyszedł do pokoju spytałam mamy:
-Co się stało, że tata jest trzeźwy?
-To tylko na chwilę. Zaraz znowu będzie pijany, przecież non stop chodzi do pokoju popijać.-I zapadła cisza. Moje nadzieje, że coś w nim się zmieniło uciekły, spełzły po mnie i schowały się gdzieś w kącie, a może uciekły poza granice domu? 
A tak się przez chwilę w duchu cieszyłam, że widzę go trzeźwego, skacowanego, marnego, ale trzeźwego. Mówił całkiem inaczej niż jak jest pijany. Już zapominam jaki jest bez alkoholu. Zapominam... nie pamiętam. Jedynie ta chwila mi to przypomniała. Niedługo już zginie w teraźniejszości i faktach o moim ojcu... alkoholiku. 

Tego samego dnia.
   Mama wyszła z domu na zakupy. Ja zostałam w domu, mam anginę. Siedziałam na laptopie, gdy ojciec przyszedł do mojego pokoju. Miałam nadzieję, że zobaczę go innego, ale to były złudne nadzieje. Już po pierwszych słowach, jakie powiedział wiedziałam że wypił. Zachowanie też świadczyło o tym nieprzyjemnym fakcie. Z pozoru alkohol jest dla ludzi, ale proszę!... z umiarem. Tak więc ojciec chciał ode mnie czegoś. Już sobie przypomniałam. Wcześniej dzwonił telefon, nikt nie odebrał. Przyszedł mi powiedzieć, bym oddzwoniła na dany numer. Odpowiedziałam:
-Nie będę dzwoniła do nikogo. Chyba, że Ty będziesz gadał.- Skończyłam trzymając w dłoni telefon.
-Zadzwoń pod ten numer.- Był coraz bardziej zły, ale ja nawet nie wiedziałam kogo usłyszę pod tym numerem. Nie mięliśmy tego numeru zapisanego. Nie chciałam dzwonić. Sprzeczka trwała chwilę, po czym ojciec powiedział żebym zadzwoniła, a on będzie rozmawiać. Wyszedł do pokoju. Wrócił po niespełna dwóch minutach i powiedział, że nic mu nie zadzwoniło. 
-Zadzwoniło. Pewnie coś kliknąłeś, albo nie odbiera. 

Kilka chwil później.
-Wyprowadzicie się na "Sobięcińską"*. Z matką, nie będziecie mnie już więcej poniżać! Macie jeszcze 15 dni!- Rozległ się niemal krzyk. Zduszony przez alkohol, ale słyszalny. Był rozgniewany. Ja tylko słuchałam, co on mówi. Milczałam, bo po co się odzywać. - Cały czas mnie poniżacie!- I wtedy odpowiedziałam.
-Kiedy ja Ciebie niby poniżyłam?
-Cały czas. - Odpowiedział bez namysłu.
-Tak!? To podaj mi przykłady! - Wtedy nie potrafił odpowiedzieć niczego sensownego. Nie podał żadnego przykładu. Bo jaki mógł podać?
-Robiłem i robię na wygnaniu żebyście miały tu dobrze. Żebyś miała to. -Wskazał na laptopa. Chwilę milczał  Rozczulił się, jak to zwykle, gdy alkohol działa i powiedział. -Kupiłaś sobie to, bo dałem Ci pieniądze. - Gdy to mówił kopnął w drukarkę dając znak, że o nią chodzi. Nasza "rozmowa", chociaż rozmową nie da się tego nazwać trwała jeszcze chwilę. Podczas niej wzruszyłam się, miałam niemalże mokre oczy, ale nie chciałam o tym myśleć. Nie mogłam płakać. Niedługo potem ojciec poszedł się kąpać. 

*Sobięcińska - małe, jednopokojowe mieszkanie. Znajduje się na ulicy "Sobięcińska" dlatego taka nazwa. Jest oddalona od naszego miejsca zamieszkania o około 4 km. 

2-3 godziny później.
Kłótnia w kuchni. Siostra (pięć lat młodsza ode mnie) sprzecza się z pijanym ojcem o jakąś rzecz. Nie wiem, o co chodzi, nie wsłuchiwałam się w rozmowę. Po jakimś czasie W przychodzi do mojego pokoju zapłakana. Rzuca się na łóżko. Ojciec przychodzi również, pytając się gdzie ona jest. Nic nie odpowiedziałam. Odchodzi. Po jakimś czasie znowu widzę go u siebie w pokoju.
-Chcę się z wami trochę pokłócić.- Powiedział i był zadowolony.
-A ja nie chcę. - Nie spojrzałam na niego wypowiadając słowa.
-Ale ja chcę. Co boisz się? - Spytał, czekając na zadowalającą odpowiedź, otrzymał nieco inną.
-Nie jestem taka głupia.
-Boisz się, bo ojciec ma nieco więcej siły niż Ty.- I wyszedł z pokoju, ale na niedługo. Wrócił. Zaczął coś mówić do W, ona krzyczała.
-Wyjdź stąd!- A on jej odpowiedział.
-Nie wyjdę, chcę się z Tobą trochę pokłócić.- Ona wydzierała się.- Wyjdź stąd! Wyjdź!- Ale to było na nic. W końcu przyszła mama. Powiedziała ojcu, żeby wyszedł a W się sama uspokoi. On nadal nie słuchał. Doszło do lekkich rękoczynów, a mianowicie do przepychanek. Ojciec zauważył, że mama ma w dłoni nóż. Przyszła z kuchni, obierała warzywa na obiad. Gdy to spostrzegł powiedział.
-Ty masz nóż. 
-Co z tego, wyjdź a W sama się uspokoi.- Łagodnie powiedziała nadal przepychając się z ojcem, nóż odchylając do tyłu, by nikomu nie stała się krzywda. 
-Mam ci dać w pysk!?- Ojciec krzyknął w stronę mamy. Po tych słowach przestraszyłam się trochę, lecz oni nadal się przepychali. 
-Bo strzelę Ci!- Ale wtedy mama odpowiedziała nie wahając się.
-Żebym ja Ci zaraz nie strzeliła. - Po dłuższych przepychankach ojciec upadł na podłogę i powiedział.
-Widzisz, obroniłem się.


To było z dzisiejszego dnia. W skrócie opisane, ale i tak wiem, że się rozpisałam. Nie wiem czy to przeczytaliście czy nie, ale ważne, że ja to opisałam. Nawet nie mam pojęcia czy ktoś kto to przeczyta ma podobną sytuację. Miłego dnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz